Byliśmy zupełnie sami. Ja byłam sama i on był sam, siedząc na ławce obok mnie. Patrzyliśmy w gwiazdy, wyobrażając sobie prawdopodobnie, że patrzymy sobie nawzajem w oczy. Cisza wokół nas krzyczała nasze imiona, zagłuszając nasze myśli i nasze sumienia.
Czułam się wtedy trochę niezręcznie. Trochę nieporadna, trochę jakby wyrwana z kontekstu. Mimo tego wiedziałam jednak, że kiedyś będę za tą chwilą cholernie tęsknić i ta myśl powstrzymywała mnie przed pójściem do domu.
Chcieliśmy porozmawiać. Pamiętam, że oboje szukaliśmy odpowiednich słów do rozmowy. Rozpaczliwie, albo też z niemym błaganiem o wzajemne wyręczenie się z tego obowiązku pierwszego słowa. Bo później miało już jakoś pójść, tylko ten początek...
Tylko, że ja tak naprawdę miałam do powiedzenia niewiele. Zaledwie parę zdań, nie więcej. Nie była to żadna przemowa, nie przygotowywałam się do tego, bo nie wiedziałam nawet, że spotkam się z nim w tym czasie i w tym miejscu. Nie, to było raczej ciche błaganie, przeplatane tu i ówdzie niewyraźnymi sylabami zwykłego "przepraszam".
Mieliśmy się już prawie rozejść. To znaczy rozejść z tego miejsca, nigdy bowiem nie byliśmy formalnie, czy oficjalnie razem na tyle, by dane nam się było rozchodzić, odchodzić od siebie w jakikolwiek sposób. A więc, mieliśmy już się rozejść, ale nagle kilka gwiazd zakryła ciemniejsza od nocnego nieba chmura. I wystraszyliśmy się oboje. Wystraszyliśmy się, bo to było jak stracenie siebie z oczu, jak odwrócenie wzroku, jak niespodziewane zamknięcie powiek.
Zaraz po tym poczułam smutne ukłucie gdzieś pomiędzy gardłem, a sercem. Poczułam też ciepło jego ciała, którego nie zauważałam wcześniej, choć siedział właściwie całkiem blisko mnie. Nie rozumiejąc, dlaczego, zapragnęłam go dotknąć. Jakbym przez położenie swojej dłoni na jego dłoni miała sprawić, że oboje poczujemy się lepiej.
- Co my najlepszego zrobiliśmy? - spytał, podnosząc do czoła rękę, którą już miałam dotknąć. Drgnęłam, strząsając z siebie niewykonany gest.
Nie odpowiedziałam. Nie umiałam odpowiedzieć, bo to co zrobiliśmy, nie było w żadnym stopniu najlepsze, chociaż takie właśnie wydawało się w pewnym czasie i pewnych okolicznościach... Patrząc jednak z, jak to się mówi, szerszej perspektywy, tak bardziej obiektywnie i trzeźwo, nic nie było w tym najlepszego. Wzruszyłam tylko ramionami i rozłożyłam dłonie, ściskane mocno w obolałe od niedotknięcia pięści.
A on spojrzał na te moje biedne kłykcie i pogłaskał je ostrożnie, zupełnie tak, jak dopiero co ja chciałam to zrobić. Omal nie zachłysnęłam się swoją duszą, podskakującą gwałtownie pod wpływem zderzenia się jego skóry z moją.
W dalszym milczeniu zastanawialiśmy się, jak to jest, że najbardziej w życiu chce się tego, czego nie można, za żadne skarby nie można mieć. Myśleliśmy chyba wtedy o sobie nawzajem. O tym, że teoretycznie nic nie stoi nam na przeszkodzie, ale że praktycznie dzieli nas ocean, świat i niezliczona ilość galaktyk. I pewnie też o tym, że będąc tak blisko siebie, wszystkie te przeszkody między nami wydają się momentalnie znikać, ale że jednocześnie ludzie wokół nas widzą je wtedy znacznie wyraźniej.
- Hej. Hej... - Czułam jak obejmuje mnie w pasie i przytula, i tak, jak dotąd nie zwróciłam uwagi na to, że płaczę, tak nagle zdałam sobie z tego sprawę i rozpłakałam się jeszcze bardziej. - Przepraszam.
A ja wiedziałam, że to ja powinnam przepraszać. Powinnam, tylko że nie potrafiłam zebrać się w sobie i wypowiedzieć ani jednego drobnego słowa. Byłam taka skostniała, zamarznięta. Ciepło jego ciała otaczało mnie i roztapiało na parę sekund, dając słodkie poczucie bezpieczeństwa, zaraz jednak gorzkim smakiem łez wnikało pod skórę i z powrotem przenikało zimnem.
Od tamtej właśnie nocy przeżywaliśmy to już wspólnie. To było nasze wspólne rozstanie, wspólne rozejście się, to, którego nigdy przecież tak naprawdę nie mieliśmy. Ale tak, to był ten czas. Czas gdy siadaliśmy obok siebie, bardziej świadomi swojej obecności, niż przedtem, i dotykaliśmy się wspomnieniami dotyku, mówiliśmy do siebie wspomnieniami słów i wymienialiśmy się wspomnieniami własnych oddechów.
Później patrzyliśmy w gwiazdy wspomnieniami swoich oczu.
A później, jeszcze później, już na samym końcu, oboje wróciliśmy do swoich rodzin.
fajny wpis :)
OdpowiedzUsuń