V. Nienawidzę tego, nienawidzę się tak czuć - historia przypomniana

   Nigdy nie uda mi się zapomnieć tego uczucia, które budziło się i rosło we mnie wraz z każdym jego spojrzeniem w moją stronę. Było to dla mnie najprawdziwsze ze wszystkiego, co kiedykolwiek odczuwałam. Albo przynajmniej zbliżone do najprawdziwszego. Albo przynajmniej tak mi się wydawało.
   Nigdy nie wiedziałam, dlaczego. I nigdy nie zauważyłam też, kiedy. To się tak po prostu stało - nie było go, a później nagle był. I był tak bardzo, że swoim uśmiechem, zapachem, ciepłem, ze swoimi literkami imienia i dźwiękiem głosu wypełniał każdą moją myśl. I ja nic nie mogłam na to poradzić.
   Pamiętam kwiecień. Nie, marzec, pamiętam marzec, a później kwiecień. Przedzierającą się przez mroźny jeszcze wiatr wiosnę, rozpięte kurtki, chwytane łapczywie promienie słońca. Pamiętam chłodne wieczory, gorącą aromatyczną herbatę, smak białej czekolady, zasunięte żaluzje i rozsypujące się stosy kartek z nutami. I dźwięczącą w uszach ciszę, przerywaną jedynie naszymi równymi oddechami. Pracowaliśmy w skupieniu, siedząc kilka metrów od siebie, nie podnosząc wzroku znad kolejnych stron białego papieru. Pamiętam doskonale, że pomyślałam wtedy coś niestosownego i cieszyłam się, że mój zachwyt ciszą zmusił mnie do zachowania milczenia.
   Pamiętam, że w czerwcu patrzyliśmy na siebie, rozumiejąc już siłę, intensywność tych spojrzeń. Chociaż nie wiem, kiedy dokładnie to było... Tak, w czerwcu już wiedziałam i on również wiedział, ale oboje udawaliśmy, że to nieprawda. Bo to nie mogła być prawda, nikt nie chciał takiej prawdy. Podejrzewam, że my - wbrew sobie - też tej prawdy nie chcieliśmy. Bezpieczniej było udawać, uścisnąć dłonie na pożegnianie, nie patrząc sobie w oczy i nie mówiąc ani słowa, by przypadkiem drżenie w głosie nie zdradziło uczuć.
   Miałam później w czerwcu przyjemne wrażenie, że jego wyjazd przyniósł mi spokój. Ulgę. Takie wewnętrzne ustabilizowanie, wyciszenie i zrozumienie. I miałam też takie nie do końca przyjemne wrażenie, że zapominałam powoli jego głos, kształt dłoni i uśmiech. Pomyślałam wtedy, że to dobrze, że na pewno tak miało być, że to mi pomoże - pomoże nam obojgu.
   W lipcu zrozumiałam, jak bardzo się myliłam. W lipcu moje własne uczucia uderzyły mnie w twarz, wyśmiewając całe moje wyciszenie. Witając się z nim, ledwo udało mi się powstrzymać przed rzuceniem mu się w ramiona. Tyle czasu, myślałam z utęsknieniem, tyle czasu minęło... Choć w rzeczywistości było to niecałe sześć tygodni, a jedynie owy fałszywy proces zapominania sprawił, iż sześć tygodni brzmiało w mojej głowie co najmniej jak sześć lat.
   Pamiętam dokładnie ten pierwszy lipcowy wieczór. Albo właściwie tą lipcową noc, bo było już wtedy na pewno koło północy.
   - Nie myślałem, że tak mną to... że mną to tak wstrząśnie - powiedział ze wzrokiem utkwionym w granatowe niebo. Przytaknęłam tylko cicho. - Będzie trudniej, niż myślałem.
   Nie chciałam nic mówić. Słowa w tamtym momencie zdawały się być bardzo nieodpowiednie i jakieś takie... płytkie, słabe. W tamtym momencie nie słowa, a uczucia miały siłę. Miały siłę, a nie mogły istnieć. Ta świadomość piekła mnie w oczy, ściskała w gardle i kłuła boleśnie w sercu.
   Każdego dnia chciałam płakać w jego ramionach, wypłakać wszystkie uczucia i emocje, wszystkie pragnienia i myśli, wszystkie spojrzenia i słowa. Chciałam być silniejsza, trzeźwiej myśleć i lepiej się trzymać, ale jednocześnie chciałam być słabsza i pozwolić sobie na chwilę słabości, poddać się, poddać się tej jego słabości, wołającej tęsknie przy każdym, nawet przypadkowym spotkaniu. I chciałam płakać.
   Nie płakałam jednak, uśmiechałam się promiennie, nie dając po sobie poznać, jak nieszczęśliwie i jak rozpaczliwie zakochana byłam.
   I teraz znowu myślę, że nigdy nie uda mi się zapomnieć tego uczucia, tych wszystkich uczuć jakie kłębiły się we mnie i fruwały jak motyle, kiedy patrzył na mnie łagodnie błękitnym wzrokiem, tonącym w mieszance smutku, pożądania i tęsknoty. Nie uda mi się nigdy zapomnieć, jak patrzył na mnie, gdy tańczyłam, śpiewałam, zasypiałam ze zmęczenia na drewnianej ławce w ogródku, gdy opowiadałam o swoim śnie, czy o kończącym się dniu, gdy odgarniałam z twarzy kosmyki jasnych włosów, gdy czytałam lub grałam na gitarze, gdy śmiałam się i gdy płakałam myśląc, że nikt mnie nie widzi. 
   - Lepiej gdyby faktycznie cię tu nie było - wyszeptał którejś nocy ze złością. Miał zaciśnięte pięści. Podszedł do mnie bliżej i złapał mnie za ramię. - Słyszysz? Wolałbym, gdyby cię tu nie było. 
   - Dzięki, od dziś to chyba moje ulubione wyznanie - żachnęłam się. Byłam tak samo wściekła i tak samo nieostrożna, jak on.
   - Nienawidzę tego, nienawidzę się tak czuć. - Głos mu się załamał, ale wziął głęboki oddech i mówił dalej. - Żałuję, że w ogóle cię poznałem.
   Otworzyłam usta, gotowa skomentować to w jakiś kąśliwy sposób, ale on odwrócił się i ruszył w stronę swojego domu. Dopiero zaczynało docierać do mnie znaczenie wypowiedzianych słów. Poczułam napływające do oczu łzy i z całych sił skupiłam się na tym, by powstrzymać płacz, by nie pokazać, jak bardzo mnie to zabolało. Wtedy on zatrzymał się i odwrócił do mnie. Sekunda wahania utknęła u czasie, spowolniła czas i zatrzymała go zupełnie.
   Sekunda wahania, po której on prawie biegiem pokonał dzialącą nas przestrzeń. Chwycił mnie mocno w talii i przyciągnął do siebie. I pocałował. Szybko, zanim zdążył pojawić się jakikolwiek głos sprzeciwu w jego, czy w mojej głowie. Pocałował mnie lekko i mocno jednocześnie. Tęsknie i niecierpliwie. Przywarłam do niego całym ciałem, oddając pocałunek i wiedząc, że prawdopodobnie nigdy więcej nie dopuścimy do takiej słabości.
   - Nie żałuję, przepraszam. Nie żałuję - mówił po cichu, wtulając twarz w moje włosy. - Ja po prostu nie wiem, co mam zrobić.
   A ja nie mogłam mu powiedzieć, bo też nie wiedziałam. Mogłam jedynie odsunąć się i odejść, choć każda najmniejsza cząsteczka mojego ciała protestowała głośno i zabraniała mi tego. Musiałam zrozumieć - oboje musieliśmy zrozumieć - jak bardzo nie mieliśmy prawa istnieć i jak bardzo nie było dla nas miejsca. Gdybyśmy cofnęli się kilka lat wstecz... Ale to było niemożliwe. Odeszłam.
   Później wcale nie było łatwiej. Okazało się, że obnażenie uczuć nie przyniosło ulgi, przyznanie się było błędem, swego rodzaju torturą, bo nie zostawiało miejsca na domysły i wątpliwości. Nie zostawiało sił na zrezygnowanie i zapomnienie. Pozornie radośni spotykaliśmy się wśród innych ludzi, dusząc głęboko w sobie wszystkie słowa i gesty, którymi nie mogliśmy się obdarzyć. Nie mogliśmy.
   Czasem, gdy zostawaliśmy sami, opierałam głowę na jego ramieniu i opowiadałam o swoim dniu. Czasem nawet śmialiśmy się ze wspólnych żartów, a on całował mnie w czoło, kolejny i kolejny raz wywracając mój świat do góry nogami. W tamtych chwilach byłam najbardziej szczęśliwą i nieszczęśliwą istotą we wszechświecie... Odsuwaliśmy się od siebie, gdy ktoś szedł w naszą stronę.
   - Nigdy nie będę umiał o tobie zapomnieć - wyznał mi, kiedy kończyły się wakacje. Rozstawaliśmy się na dobre, wiedziałam o tym.
   Po pięciu miesiącach od tych jego słów byłam niemalże pewna, że zapomniałam. Urwał się kontakt i w końcu urwały się też uczucia, tak, byłam co do tego przekonana. Żyłam po swojemu, jak gdyby nigdy nic, jakbym nie kochała i jakbym wcale nie myślała, że kochałam tak niepowtarzalnie i wyjątkowo. Czas mijał, a ja dalej żyłam i było to tak niewypowiedzianie łatwe, proste i niezaskakujące, że aż zabawne. Półtora roku później byłam już - i umiałam to powiedzieć na głos - szczęśliwa. Później nie pamiętałam zupełnie, jak brzmiał jego głos i jak wyglądał jego uśmiech. Nie myślałam nawet nad tym.
   A jeszcze później wszystko zaczęło nagle powracać, on zaczął powracać. I nigdy nie wiedziałam, dlaczego. I nigdy nie zauważyłam też, kiedy. To się tak po prostu stało - nie było go, a później nagle był.
   Pani doktor, a co, jeśli prawdziwie kocha się tylko raz?

1 komentarz:

  1. Wiesz... Czasem czlowiek tęskni tak po krańce nerwów. Sam nie wie za czym, za kim, dlaczego. Ma w sobie takie nagromadzenie uczuć. Nie wie jak funkcjonować.

    Tak właśnie czułam się czytając tę historię.
    Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń